Swietłana, Pawło i Daniło
Nazywam się Swietłana, mam 43 lata. Pochodzę z Zaporoża na Ukrainie.
Teraz jestem w Krakowie z moją 72-letnią mamą i dwoma synami: Daniło - 9 lat, i Pawło - 14 lat. Musiałam ich zabrać daleko od wojny. I jestem tutaj za nich odpowiedzialna.
Mojemu mężowi Mirosławowi, ojcu moich dzieci, nie pozwolono przejść przez granicę.
Mój brat Anton też musiał zostać w Ukrainie.
Wiedziałem wojnę zanim się urodziłem
Kiedy zapytaliśmy Daniło, skąd wie, czym jest „wojna”, że to coś strasznego i okropnego, powiedział:
Nie pamiętam, ale jakby wiedziałem to zanim się urodziłem.
Jego mama Swietłana później przyznała się, że była w ciąży w 2014 roku, kiedy Rosyjsko-Ukraińska wojna się rozpoczęła.
Co straciliśmy
Swietłana:
Czego potrzebujemy, żeby czuć się tu jak w domu?
Chłopcy potrzebują naszego ojca i wujka, żeby byli z nami, tęsknią też za kolegami szkolnymi i wieloma drobiazgami, do których byli przyzwyczajeni. Ja też tęsknię.
Potrzebuję mojej wiśni, którą razem zasadziliśmy. Potrzebuję stołu, który zrobiliśmy dla nas i dla wszystkich naszych przyjaciół, aby się spotykać i rozmawiać, siedząc przy nim i dzieląc się jedzeniem. Potrzebuję mojego ogrodu.
Ale tak, przede wszystkim potrzebuję mojego męża i brata, aby żyli i byli blisko nas. Tego by wystarczyło.
Nasza wiśnia
Swietłana:
Mieliśmy duże podwórko dzielone z kilkoma rodzinami, otoczone płotem, bo w naszym domu było dużo dzieci, więc podwórek cały czas był żywy, pełen głosów i śmiechu. Zrobiliśmy plac zabaw z piaskownicą dla dzieci i mieliśmy też coś w rodzaju ogrodu.
Ja, moi synowie Daniło i Pawło oraz ich ojciec, mój mąż Mirosław – razem posadziliśmy wiśnię obok domu.
To miejsce było bardzo blisko naszego domu
Swietłana:
Moi chłopcy robili zdjęcia przy tej linii kolejowej 1 września 2017 i 2021 roku. To było tak blisko naszego domu, po drodze ze szkoły.
Stara stacja została zbudowana w XVIII wieku przy Katarzynie Wielkiej. Nawet Niemcy jej nie tknęli podczas II Wojny Światowej ze względu na jej piękno.
Wyjeżdżając, dostaliśmy wiadomość z tym zdjęciem od kolegi. Jedna z rakiet uderzyła w tę koleję. Teraz tak to wygląda. Ale wiem, że ludzie sadzą kwiaty w miejscach zniszczonych przez bomby. Dopóki nie wrócimy i nie naprawimy wszystkiego, co się zepsuło, będą kwiaty.
Tęsknie za moją szkołą
Droga
Swietłana:
Wcześniej powiedziałam Mirosławowi że nie pojadę, jeśli nie będzie mógł z nami jechać. Ale później, gdy ukrywaliśmy się przed bombami we Lwowie i na otwartym polu, zrozumiałam: muszę chronić naszych synów.
Kiedy na granicy powiedzieli nam, że mąż musi zostać, dałam mu koc i poduszkę, trochę jedzenia. Nie zatrzymywałam się, nie spałam, dopóki nie dotarliśmy do Krakowa.
Gdy byłam zmęczona podczas drogi, zatrzymywałam się autem na godzinę i widziałam wiele takich aut po drodze. W każdym była ta sama zmęczona mama. Nie czułam się samotna, czułam nasze wspólne zmęczenie i wspólną siłę. Byliśmy tam, aby ratować naszych bliskich, wielu z nas zrobiło to tylko z tego powodu. To sprawia, że jesteśmy w ruchu i dźwigamy cały ciężar, jaki daje życie. To najważniejszy powód do życia. I damy radę.
Bez niego, sami, w Polsce
Swietłana:
Byłam wcześniej w Krakowie, ale tym razem pod wieloma względami był to mój pierwszy raz. Wiesz, mój mąż tak bardzo się o nas troszczył. Podczas każdej podróży to on planował wszystko, w szczegółach, robił mapę, wiedział gdzie wymienić pieniądze, gdzie kupić kartę do telefonu, gdzie się zatrzymać i gdzie iść do muzeum czy na koncert. Był moim najlepszym przewodnikiem prowadzącym nas przez każde miejsce.
Wiem, że wrócimy kiedyś do domu
Swietłana:
Nie jestem pewna, czy przypadkiem bomby nie zniszczą mojego domu. Ale wierzę w to, że tak nie będzie.
I wiem, że ponownie spotkamy się z moim mężem i bratem.
Znowu wspólnie upieczemy chleb, pójdziemy nad staw z kaczkami, zaprosimy przyjaciół i usiądziemy przy stole. Będziemy jeść, pić, śmiać się i cieszyć naszym spokojnym życiem.
Teraz jestem pewna
Swietłana:
Nie potrzebuję dużo. Czuję się tu bezpiecznie. Chcę po prostu pracować tak, jak to było na Ukrainie. Prowadziłam wykłady na uniwersytetach i akademiach. Językoznawstwo polskie i angielskie.
Ale nie chcę żadnego innego miejsca niż dom w moim kraju. Wiem, gdzie jest mój dom.
Niebiański poemat
Niebiański poemat
Chciałbym zatrzasnąć Ci niebo
W schronie z kwietnego kielicha
I lękać się jedynie nurkujących trzmieli
Wśród chrzęstu gąsieniczek
W łąkowej pościeli
Słuchać jak we śnie wspólnym
Twój spokój oddycha
I tylko ćmy, te nocne snu helikoptery
Ciszę mącą rozkosznych skrzydełek warkotem
Armie mrówek wychodzą z malutkich transzei
Trutnie po locie płodnym
Kładą się pokotem
A niebo zasklepione eskadrą motyli
Desantami dmuchawców strąconych westchnieniem
Warkocze rozplecione
I słowik gdzieś kwili
Sad wiśniowy rozkwita
I ratuje Ziemię
Ten wiersz został napisany przez dr.hab. Fryderyka A. Zolla, który jest jednym z najwybitniejszych ludzi w Polsce, wypowiada się za wolność Ukrainy i pomaga wielu ukraińskim uchodźcom.
Muzykę skomponował i zagrał uchodźca z Białorusi i Ukrainy Żenia Welko, którego historia również znajduje się w projekcie So Close.
Prezenty
Swietłana:
Czy płaczę? Zdarza się czasem. Ostatni raz płakałam wczoraj. Dlaczego?
Kiedy znajomy powiedział nam, że możemy zabrać trochę rzeczy z domu, od razu wsiadłam do samochodu i pojechałam 400 km po torbę. Przejadę na raz i 1000 km, jeśli zajdzie potrzeba. Spotkałam osobę z mojej ojczyzny, widziałam kogoś związanego z moją przeszłością. To niby łyk świeżego powietrza w podziemiach rzeczywistości.
Najcenniejsze rzeczy przyjechały z Ukrainy. Mój syn wyjął z torby piłkę, którą dostał tuż przed wojną, żeby bawić się z tatą. Pocałował tę piłkę.
Znalazłam wodę toaletową, której używa mój mąż. Zostawię dla chłopców.
Na szczęście ukraiński miód i zabawkowy łuk ze strzałami wciąż tam były. Zazwyczaj takie rzeczy nie mogą przedostać się przez granicę.
Były też książki: ta, którą tata czytał przed pójściem spać, i ta, którą tata chciał, żeby czytali chłopcy.
Nie wiemy, kiedy następnym razem go zobaczymy, ale mamy wspomnienia.